
Są takie miejsca, gdzie zawsze jest malowniczo. Bez względu na porę roku. Są takie standardy, które nie pozostają takie same, ale wciąż przywołują ciepłe wspomnienia. Tak jest w polskich górach. Jednocześnie, jak wszyscy wiemy, tak czuje cała Polska. Dlatego niezwykle trudno znaleźć w górach nocleg, jeśli wpadniemy pomysł spędzenia urlopu właśnie tam i to w miejscu, które nie zmieni naszego mniemania o wyjątkowości tego regionu, zbyt późno.
O góralach i podtatrzańskich gospodarzach krąży wiele opowieści. Wszyscy wiedzą, że do pewnych przymiotów po prostu należy się przyzwyczaić, a najlepiej traktować je jako ciekawostkę turystyczną, atrakcję. To jedyne słuszne podejście.
Dla mnie Zakopane i okolice to sentymentalne miejsca. Jeździłam tam, gdy byłam szaleńczo zakochana i uczyłam się jeździć na snowboardzie. Od tamtej pory, odwiedzam góry raczej zimą, choć wiem, że o każdej porze roku są przepiękne i stwarzają mnóstwo możliwości do aktywnego spędzania czasu. Góry są o tyle wyjątkowe, że nawet jak jesteś leniuchem lub wyjeżdżasz tam po to, żeby nie robić nic, to i tak zrobisz coś pożytecznego. Samo bycie tam ma sens. Nooo, być może każdy z tego sensu korzysta inaczej – jedni spacerują po trasach, inni upajają się … atmosferą Krupówek na przykład. Generalnie przebywanie w okolicy Tatr ma swój niezaprzeczalny urok. Dla każdego. No i fotki na Insta są raczej z zasady udane.
Ja mam tę przypadłość, że nie potrafię robić NIC. Zac oczywiście mi w tym wtóruje. Robi się z tego niezły galimatias czasem, bo razem chcemy robić wszystko na raz. To se ne da – jak to mawiają sąsiedzi. Pisałam Wam kiedyś o spocie czyli miejscu w Krakowie, które uwiodło mnie swoją gościnnością. Tamten hotel, jak i inne zakopiańskie miejscówki z serii Delta są pewnie bukowane rok wcześniej (choć warto sprawdzać czy jakiś niesforny turysta w ostatniej chwili się nie rozmyślił). Zmartwiłam się na myśl, że nie wyjadę w góry, jeśli wpadnę na ten pomysł na przykład w połowie czerwca, bo najzwyczajniej w świecie nie będzie już nigdzie miejsc noclegowych. A tu BENG! Delta otwiera nowy obiekt w Białce Tatrzańskiej. Na gości czekają już od 25-go czerwca czyli lada chwila. To nawet lepiej, że to nie Zakopane, bo w Białce może być nieco bardziej kameralnie i mniej … „baletowo”. Taaak, bo ja lubię spokój. Możecie mi nie wierzyć, ale przez to, że żyję na 200% i w pracy zwykle jest niezły harmider, cenię miejsca, w których panują naturalna harmonia i ład.
W związku z tym, że podróżuję z mym smykiem, nie wyobrażam sobie hotelu bez przyjaznego podejścia do dzieci. Zwykle właściciele bazy noclegowej doznają olśnienia i dobudowują infrastrukturę dla rodziców i dzieci, gdy sami zostają rodzicami. W Delcie na szczęście, szczególnie tej białczańskiej, rodziny z dziećmi są szczególnie mile widziane bez względu na to ile dzieci i w jakim wieku ma Andrzej czyli boss Delty. Już się zatem cieszymy na te górską wyprawę. I wiecie co? Cudnie będzie Was tam spotkać i powymieniać się komentarzami „na żywo”.
Gwoli ścisłości, Delta w Białce to 11 apartamentów z aneksami kuchennymi (<3) i łazienkami oczywiście. To, co ułatwia życie rodzicom to winda, pokój zabaw dla dzieci m.in. z dużą tablicą, plac zabaw. To, co umila życie każdemu to sauna, jacuzzi, bilard, BASEN, loże ratanowe oraz … STODOŁA czyli miejsce, w którym odpoczywa się integrując się pod dachem 😉 Taaak, jest WI FI! <3
Zatem do zo!